Okazało się, że zwalczanie powolnych dronów przez przeciwlotnicze zestawy rakietowe jest dość dużym wyzwaniem. Dlatego Rosjanie reorganizują swoją obronę przeciwlotniczą w taki sposób, by lepiej sprostać wyzwaniom.
Ukraińskie ataki dronami dalekiego zasięgu przeszły już do prawdziwej legendy tej wojny. Okazało się, że proste tanie aparaty które są produkowane dosłownie tysiącami i wysyłane na Rosję średnio dziesięć razy w miesiącu w zmasowanych atakach, przynoszą Rosjanom bardzo poważne straty. Szczególnie dotkliwe są ataki na obiekty związane z paliwami – rafinerie ropy naftowej, składy paliw płynnych, terminale przeładunkowe. Wywołują one spore straty, ale przecież to nie jedyne atakowane obiekty. Równie duże straty, choć nieco rzadziej, ukraińskie drony wywołują w zakładach chemicznych związanych z produkcją materiałów wybuchowych, w których również nie brakuje substancji łatwopalnych. Oczywiście atakowane są też inne cenne obiekty, jak na przykład zakłady lotnicze. Atakowano lotnicze zakłady w Smoleńsku, Kazaniu i Taganrogu, choć nie ma informacji o stratach powstałych w tych zakładach.
Wydawałoby się, że taki bezpilotowiec jest stosunkowo łatwym celem dla obrony przeciwlotniczej. Leci wcale nie tak nisko, bo nie ma układu pozwalającego mu na lot profilowy zgodnie z rzeźbą terenu, a jedynie prosty wysokościomierz barometryczny. Prędkość lotu jest niewielka, a zatem na przeprowadzenie sekwencji strzelania jest sporo czasu.
Ale tu pojawiły się schody. Rosyjskie systemy przeciwlotnicze, a szczególnie te rozmieszczone w osłonie ważnych obiektów w głębi kraju są zoptymalizowane do niszczenia szybkich samolotów, w tym tych lecących na małej wysokości. A zatem pracują w oparciu o radary impulsowo-dopplerowskie, gdzie kluczową sprawą jest oddzielanie na tle ziemi celów poruszających się, dzięki zjawisku Dopplera. Okazuje się bowiem, że odbicie impulsu radarowego od poruszającego się obiektu dociera z powrotem do anteny radaru na nieco zmienionej częstotliwości, zmienionej właśnie efektem Dopplera. Teraz wystarczy ustawić radar na odbiór tych zmienionych częstotliwości (większych od fali nośne dla obiektów zbliżających się i mniejszych dla obiektów oddalających się), by widzieć na tle odbić od obiektów terenowych rzeczywisty samolot. Stałe obiekty terenowe nie dają bowiem efektu Dopplera, powracające odbicie ma tę samą częstotliwość co impuls sondujący.
Jeśli to będzie jednak wolno lecący obiekt, to jego echo dopplerowskie będzie bardzo słabe, dlatego drony są wykrywane bliżej od szybkich samolotów. W dodatku jest jeszcze jeden problem: obracające się śmigła wywołują serię szumów dopplerowskich, czyli po prostu zakłóceń mówiąc po ludzku.
Przypuszczalnie nowe lub modernizowane zestawy rakietowe otrzymają cechy techniczne pozwalające im na łatwiejsze wykrywanie i śledzenie powolnych obiektów powietrznych z napędem śmigłowym. Ale na razie trzeba sobie radzić z tym co jest. Dlatego jednolite dotąd dywizje rakiet obrony powietrznej zostały zreorganizowane. Jednolite, bowiem wszystkie dywizje składały się z pułków zestawów dalekiego zasięgu S-300PMU Faworit lub nowszych S-400 Triumf, teraz są łączone w mieszane. Przede wszystkim obok dwóch takich pułków pojawił się trzeci, uzbrojony w samobieżne zestawy średniego zasięgu 9K317 Buk M, które zostały zabrane z Wojsk Lądowych lub przekazuje się zestawy nowo wyprodukowane. Buk nigdy nie służył w Siłach Powietrzno-Kosmicznych Rosji, a teraz się pojawił. Dlaczego Buk? Dlatego że ten zestaw z kolei jest dostosowany między innymi do zwalczania śmigłowców, czyli jego radar potrafi śledzić wolno lecący śmigłowiec z dużym obracającym się wirnikiem wywołującym określone szumy dopplerowskie. Wojska lądowe bowiem musiały móc walczyć tak z samolotami, jak i ze śmigłowcami czy większymi bezpilotowymi aparatami latającymi. Stąd właśnie takie mieszane ugrupowanie. Ponadto w drugim pułku S-300 lub S-400 ma być dodany dywizjon przeciwlotniczych zestawów bliskiego zasięgu Pancyr S-1, wspomagający obronę na małej wysokości. Sam Pancyr S-1 nie jest szczególnie udanym systemem, niedawno w Kazaniu rakieta która zgubiła cel trafiła w blok mieszkalny wywołując w nim spory pożar i właściwie go całkowicie niszcząc. Nic innego jednak Rosja na razie nie ma.
W rosyjskich dywizjach rakiet przeciwlotniczych, poza zmianami opisanymi wczoraj, wprowadza się do ich struktury batalion radiotechniczny mający wykrywać zbliżające się środki napadu powietrznego. Do tej pory organizowanie sieci obserwacji przestrzeni powietrznej było domeną brygad radiotechnicznych, od których były uzależnione dywizje rakiet przeciwlotniczych. Obecnie własny batalion radiotechniczny ma zapewnić błyskawiczna informację o nadlatujących celach, gdyby zawiódł obieg informacji między wojskami radiotechnicznymi a wojskami przeciwlotniczymi. Dodatkowo w dywizjach rakiet przeciwlotniczych pojawiły się bataliony walki radioelektronicznej, wspomagający obronę obiektów poprzez zakłócanie układów nawigacyjnych dronów dalekiego zasięgu. Warto jednak podkreślić, że obszary jakie ma Rosja do obrony są nie do „przykrycia” nawet przez wielkie jednostki przeciwlotnicze. A koszty budowy takiego systemu są niewiarygodnie wielkie.
Michał Fiszer, współpraca Maciej Herman
Bądź na bieżąco z nowościami
Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Śląski Klaster Lotniczy w celu przesyłania na mój adres e-mail newslettera.
Bądź na bieżąco z nowościami