Ostatnio bezpilotowe aparaty latające działające w Ukrainie znalazły nowe zastosowanie. Nikt nie spodziewał się, że te zdalnie sterowane latające roboty mogą robić jeszcze to.
To, że Ukraina stała się wojną bezpilotowców, to wiemy nie od dziś. Początkowo triumfy święciły tureckie Bayraktary TB2, które nie tylko zdołały rozpoznać ruchy rosyjskich wojsk, ale też skutecznie je atakowały unieruchomione rosyjskie kolumny pancerne pod Kijowem. Unieruchomione, bo szwankowała rosyjska logistyka i nie nadążała z dowozem paliwa dla wojsk.
Później jednak Rosjanie zreorganizowali swoją obronę przeciwlotniczą wojsk i stała się ona o wiele bardziej skuteczna. Teraz Bayraktary obserwowały pole walki z daleka, tak by nie wchodzić w zasięg wrogiej obrony przeciwlotniczej. W międzyczasie jednak Ukraińcy odkryli tanie chińskie drony. Tanie, bo na chińskich portalach można je kupić za dwa tysiące dolarów, co jak na sprzęt mający zastosowanie wojskowe to naprawdę niewiele.
Początkowo te bojowe drony zrzucały lekkie pociski, granaty moździerzowe małego kalibru lub pociski do popularnego granatnika przeciwpancernego RPG. Jednak już jesienią 2022 r. odkryto, że najlepiej do tego celu nadają się tzw. drony FPV, używane przez amatorów wyścigów dronów. Są to aparaty, które dzięki specjalnym okularom zapewniają widok jakby bezpośrednio z drona. Dzięki temu da się nimi sterować niezwykle precyzyjnie. Drony FPV były przebudowywane na bojowe przez uzbrajanie je w głowice bojowe i stosuje się je jako jednorazową amunicję krążącą do atakowania czołgów, transporterów opancerzonych i dział. Począwszy od wiosny 2024 r. odpowiadają one za największą liczbę rosyjskich strat sprzętowych, są stosowane dosłownie setkami tysięcy i nie ma w tym przesady. Rosja może sobie pozwolić na straty osobowe, bo ma spory zasób mobilizacyjny, ale nie może sobie pozwolić na tak wielkie straty w ciężkim sprzęcie bojowym. Jego produkcja bowiem pokrywa co najwyżej miesięczne straty. Obecnie Rosja sięga do przepastnych magazynów mobilizacyjnych, ale to źródło może się skończyć za 1,5 roku do 2,5 lat, według różnych wyliczeń. Wówczas Rosja będzie musiała zamrozić konflikt do czasu wyprodukowania odpowiedniej ilości sprzętu.
Właśnie drony bojowe przyniosły taką rewolucję. Ale Ukraińcy wykorzystują bezpilotowe aparaty latające nie tylko do rozpoznania i zadań bojowych, ale także do innych zadań. Część aparatów wspomaga służby medyczne, dostarczając rannym na polu walki pakiety opatrunkowe i inne środki medyczne, nim dotrze do nich grupa ewakuacji medycznej. Podobne drony są też wykorzystywane do zaopatrywania w amunicję wysunięte posterunki na pierwszej linii, choć oczywiście udźwig zaopatrzenia nie jest duży.
Co ciekawe, w mniejszym stopniu wykorzystuje się bezpilotowe aparaty latające do prowadzenia rozpoznania radioelektronicznego i do stawiania zakłóceń aktywnych. Jeśli chodzi o to pierwsze zadanie, to oczywiście jest ono dość szeroko wykonywane przez państwa nie biorące udziału w konflikcie. Systematyczne rozpoznanie radioelektroniczne z użuciem aparatów MQ-9 Reaper i RQ-4 Global Hawk prowadzą Amerykanie znad Morza Czarnego, zapewne część opracowanych danych jest przekazywana Ukrainie. Rosjanie do podobnych celów używają bezpilotowych aparatów latających typu Forpost.
Ostatnio pojawiło się jeszcze jedno zastosowanie, dzięki wielkim aparatom komercyjnym, które są w Ukrainie nazywane Baba Jaga. Są to duże, przeważnie seksto- lub oktokoptery z sześcioma-ośmioma wirnikami nośnymi, o udźwigu rzędu 50 kg. Są one sprzedawane jako aparaty dla rolnictwa, do oprysków czy nawożenia, kosztują nawet do 20 000 dolarów. W Ukrainie dostosowano je do roli bojowych. Albo zrzucają one po 4-6 pocisków moździerzowych przebudowanych na bomby lotnicze, albo przenoszą na większą odległość małe drony FPV, które same stają się indywidualną amunicją krążącą, sterowaną dzięki retransmisji z Baby Jagi.
Właśnie pojawiło się jednak doniesienie, że Ukraińcy użyli dronów Baba Jaga do jeszcze jednego zastosowania. Aparaty tego typu latają nocą nad rosyjskie tyły i upuszczają na ziemię miny przeciwpancerne lub rozrzucają miny przeciwpiechotne. Powoduje to, że na z pozoru bezpiecznych drogach i wokół rosyjskich obozów wojskowych niespodziewanie pojawiają się miny. Znacznie ogranicza to poruszanie się rosyjskich wojsk i zaopatrzenia, trzeba bowiem uważać na pojawiające się nie wiadomo skąd miny. Użycie dronów do minowania to absolutna nowość, ale jak widać, pomysłowość ludzka nie zna granic.
Michał Fiszer
Bądź na bieżąco z nowościami
Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez firmę Śląski Klaster Lotniczy w celu przesyłania na mój adres e-mail newslettera.
Bądź na bieżąco z nowościami